Niedawno gdzieś usłyszałem, że w polityce, jak w miłości – wygrywa zdrowy rozsądek i zimna kalkulacja. O ile wtedy zlekceważyłem ten pogląd, bo z zasady nie toleruję tłumaczenia istoty jednego zagadnienia poprzez porównanie z innym i to nie do końca jasnym, o tyle dziś wracam do wyrażenia w sposób odświętny, na chłodno, czyli na swój poetycki sposób na kartce w kształcie serca kreślę słowa „polityka” i następnie „miłość”. Nie zaprzeczam, dzisiaj mam wystarczająco liryczny nastrój. Powodem jest Dzień Zakochanych, który dla mnie i mojej Pani ze snu permanentnie trwa i trwa mać już od 13 lutego, aż skończy się kropką po ostatnim zdaniu tego tekstu.
Pozornie kontrowersyjnie porównanie polityki do miłości już na wstępie poszerza zakres obydwu pojęć, w porównaniu z tym, jakie posiadają gdy spotykamy je osobno. Miłość to czysty obiekt, istota wszystkich istot, prawda niepodważalna, powód narodzin, czasami jedyny powód śmierci, tak mówiąc w skrócie zjawisko widzą poeci i znaczna część ludzi, którzy widzą potrzebę istnienia tego idealnego stanu ducha. Kto przyzna mi rację, a propos idealizowania zjawiska? Na pewno poeci. To prawdziwi wariaci w miłości, a jej tajniki zgłębiali latami studiując teorię miłości i ekwilibrystykę częstego praktycznego stosowania się jej chandr, fobii, taktyki, fochów, uniesień, ect., ect. Dla nich miłość to Jednoznaczna Pani, często jedyny powód życia, ale – jak powiedziałem wcześniej – także wyjątkowy powód przeżycia ekstazy przeżycia miłości utożsamianej ze śmiercią. W tym roku 14 lutego zbiegł się z obrzędem Środy Popielcowej, więc sam temat miłości i śmierci nie jest tylko poetycki, ani wydumany. Sprawa może tak wyglądać w życiu. Walentynkowe prochem jesteś i w proch się obrócisz przynajmniej na mnie do dzisiaj jeszcze wpływa na dobór przykładów poetyckich przenośni miłości i śmierci. Św. Walenty co prawda był biskupem, ale zginął z powodu miłości, a konkretnie dlatego, że żołnierzom (legionistom) pozwolił im na zawieranie związków (Ave – witam Panią… (List Zakochanego Faceta). Miłość – jak widać – to także formuła wojenna (o czym za chwilę) i to od samego początku święta zakochanych. Stąd od razu przypominam sobie „Pieśń o miłości i śmierci korneta Krzysztofa Rilke”, poemat o żołnierzu, który zamiast miłości spotkał śmierć autorstwa Rainer, a Maria Rilke. Gdzieindziej poeta napisał:
Rainer Maria Rilke
Musi się umrzeć, bo się je zna
(Z przypowieści Ptah-Hotepa, ok. 2000 r. p. Chr.)
„Musi się umrzeć, bo się je zna.” Umrzeć
przez niewysłowione kwitnienie uśmiechu. Umrzeć
przez ich lekkie dłonie. Umrzeć
przez kobiety.
Młodzian opiewa śmiertelne,
gdy wysoko przez obszar jego serca
idą. Rozkwitającą piersią
opiewa je:
nieosiągalne. Ach, jakże są obce.
Nie trzeba aż tak daleko sięgać, żeby spotkać poetykę miłości „śmiertelnej”. We Wrocławiu, niedaleko prowincjonalnego Chocianowa, tuż pod bokiem mieliśmy poetę, którego miłosne uniesienia przeszły do historii literatury. Jeszcze w latach 80-tych, pijąc piwo na Dworcu Głównym czułem jego obecność w tym miejscu, a ci – jak Janusz Styczeń – którzy go znali osobiście nie przesadzali powtarzając, że Rafał pisał dla Pani całym swoim jestestwem, ciałem i duszą, o każdej porze, we śnie i gdziekolwiek, idąc:
Piosenka uliczna
(…)
Przeszedłem przed wystawą
Magazynu mód męskich
Gdzie za szybą stał Czarny
Zaklęty w manekin
I rządził wszystkim
Wtedy
Ile kamieni w bruku
– tak właśnie pomyślałem –
Ile kamieni w bruku
Tyle kobiet ujrzałem
Tylu kobiet doznałem
Na tym pustym rynku
I wszystkie były Panią
W Chocianowie za to wszyscy dobrze wiedzą, że w miłości tak samo, jak na wojnie – codziennie budzisz się z tą samą myślą, czy kobieta, którą kochasz, leżącą obok, jak w okopie, rozkaże atakować, czy się bronić. Kurka siwa, cały czas w maksymalnym stresie, od przebudzenia, jakbyś był celem na muszce snajpera. Najgorsze jest to, że nie wiesz, w które miejsce celuje snajper – od pasa w dół, czy od karku w górę. I tu, i tu trafienie i rany są bolesne. Na przykład, jeśli od pasa w dół to są mniej bolesne. Strzał od karku w górę niestety nieuchronnie powoduje, że rana nie goi się, jątrzy. O „(…) Boli mnie głowa i nie mogę spać (…)” – w ten sposób o tym śpiewa Maleńczuk. Jeśli ugodzony zostałeś w serce, myśli ciągle zadają pytanie: „czy to jest miłość, czy kochanie”?
Jak wyżej powiedziano, wszystkie symptomy wewnętrznej miłosnej „wojny” romantycznego Adama, które barokowo zaśpiewał Marek Grechuta są od wieków aktualne. Miłość jest bezwzględna. A wracając do porównania jej do polityki. Na pewno nie uszło uwadze Czytelników, że portalowe życie FAKTY Chocianów obraca się tak wokół miłości, jak lokalnej polityki. Czasami polityka jest tłem, stanowi tylko scenografię, innym razem miłość jest przedmiotem politycznego obrządku.
Czekając na esemesa od mojej Pani ze snu z walentynką, jak rok temu Czekając na miłość Patrycja Kamola przypomnę, że wzruszający tekst z pogranicza tematyki miłosnej i polityki napisałem a propos Dnia niepodległości (Wiem, że mnie słyszysz… I’m calling you!). Z dwojga złego wolę miłosną lokalną twórczość (Twórczość lokalna… cz. VI), niż rok temu wyemitowane zaproszenie Krzysztofa Leszczyńskiego na walentynkowy występ dżezowej piosenkarki do chrześcijańskiego Ośrodka Kultury (nawiasem: sam nie przyszedł – nie usłyszał zaproszenia, które na głos odczytał na sesji, ups). Nie ograniczam wolności i swobód politykom, broń Panie Boże. Twierdzę, że politycy nie mają talentu, a bez talentu w miłości niewiele da się osiągnąć. Bo o ile w miłości stosuje się swego rodzaju „politykę”, tj. podchody, kalkulacje, kreację, mówi się wielkie słowa, obiecuje, kłamie, przesadza, o tyle w polityce nie ma prawdziwej miłości. Polityka traktuje ją instrumentalnie, jako narzędzie do sprawnego zarządzania emocjami. Polityk robi wszystko w imię miłości, niechcąco obnażając jej demokratyczną moc, jeśli trzymać się terminologii wykorzystywanej w polityce. Stąd życzenia walentynkowe formułowane przez polityków udają zaangażowanie, ale nie wzbudzają motylków w brzuchu. Wobec powyższego dziękuję za polityczną walentynkę od Krzysztofa Leszczyńskiego, od której zrobiło mi się błogo, jakbym szedł na randkę z moją Panią ze snu, ale chyba bardziej z powodu jej religijnego zaśpiewu i zapachu kadzidła, niż z powodu szczerości przekazu. Na bezrybiu i rak ryba – tak mówią. W tym roku chrześcijański Ośrodek Kultury nie stworzył żadnego walentynowo-popielcowego eventu, więc pomazaniec Franciszka Skibickiego na burmistrza zamiast zapraszać na koncert tym razem na Facebooku życzy szczęścia zakochanym, w tym także na pewno i mi, permanentnie zakochanej istocie rasy męskiej.
Prawdę mówiąc, chciałem jeszcze wspomnieć o pojęciach należących do istoty miłości, tych nie poetyckich typu „potrzeba chwili”, gdy facet mówi: „Kocham Panią”, a Pani na to: „Ja tak samo nie”. Albo jeszcze to, że miłości doznajemy częściej przez jej wyobrażenie, niż poprzez zmysły. Nic się jednak nie stanie, jeśli pominę te wątki na rzecz uczczenia „walentynki” z pogranicza polityki i miłości, którą dostałem od portalu e-legnickie.pl.
Wyborcze pączki czyli bitwa o miasto – e-legnickie.pl
Nie ulega wątpliwości, że autorem tekstu jest ktoś mocno zakochany, bo w tym stanie często widzi się na opak, nie działa sztuczny horyzont, Krzysztof Leszczyński staje się „Stanisławem Leszczyńskim”, radny z Lubina „asem w rękawie”, a jakiś tajemniczy polityk Zagłębia Miedziowego przywołany w tekście przez Zbigniewa Jakubowskiego twierdzi, że „as”…
– Jest starannie i bardzo mądrze prowadzony do wyborów przez sztab pijarowców – ocenia jeden z polityków w Zagłębiu Miedziowym.
Ups. Autor tekstu jest zakochany, bo wymyślił „kampanię przedwyborczą”, stąd mowa najsłodszych pączkach z Lubina, kolorowym „asie”, na tle którego „walety” Stanisław Leszczyński i Roman Kowalski wypadają blado, niczym mój lizak z napisem Love, czy w zetknięciu z występem zespołu disco polo śpiewającego „Tak to Ty i Ja…”. Ba, w zestawieniu z „asem” blado wygląda całe życie Franciszka Skibickiego, który od ćwierćwiecza buduje Chocianów, buduje i buduje, teraz krytą pływalnię, kiedyś krytą halę gimnazjalną. O ironio, w zetknięciu z potencjalnymi możliwościami „asa” blednie nawet sztandarowe osiągnięcie Franciszka Skibickiego, a mianowicie jego Perełka Województwa Dolnośląskiego – Dzień Jagody.
Nic nowego, lata lecą i nawet wybudowanie krytej pływalni, doinwestowanie lokalnego sportu czy sprowadzenie gwiazd disco polo na kolejne Dni Jagody nie zachęci młodych i społeczeństwa w średnim wieku na oddanie głosów na Leszczyńskiego czy Kowalskiego – napisał Zbigniew Jakubowski.
FAKTY przez ostatnie 3 lata nie mówią o niczym innym. Jak zakochany, utyskuję na Dzień Jagody, dożynki, Karczmy i spotkania noworoczne Związku Emerytów w chrześcijańskim Ośrodku Kultury nie mniej, niż autor Jakubowski powyżej. Zgadzam się, że Franciszek Skibickiego w postaci corocznych koncertów muzyki poważnej (Dyskusyjne Forum Samorządowe Roberta Harenzy otwarte!) wyraża miłość do folkloru, ściennej makatki, a to jest objazdowe, jakie zna z młodości, nie multipleks w Lubinie, który może zaoferować „as z rękawa”. I jeszcze jedno… Natarczywe używanie przez autora walentynki sformułowania „wszystko wskazuje” sugeruje, że niechlujność w zarządzaniu słowami i logiką spowodowało na pewno zakochanie, albo jakiś składnik różanego nadzienia wyborczych pączków (ups, „przedwyborczych”…). Moja śp. babcia Marianna, z domu Głuch, zauroczona Władysławem Gierkiem też kiedyś podobnie konfabulowała mówiąc, że wszystkich polityków i znawców terenu można kijem wymacać w każdej przydrożnej kałuży, oprócz „asa”, czyli jej Gierka.
Reasumując. Miłość i polityka często wchodzą w interakcje, tworzą kampanie przedwyborcze, na zasadzie pierwsze śliwki robaczywki. „Wszystko wskazuje” na to, że pomimo prób złamania „Stanisława” Krzysztofa Leszczyńskiego młodzieżową retoryką pijarowców „asa”, pan przewodniczący nie da się zniechęcić do kandydowania w wyborach samorządowych do organu wykonawczego Gminy Chocianów.
Robert Harenza
P.S.
Czy „Wyborcza walentynka dla Pani” jest dla kogoś wypowiedzią trudną i niezrozumiałą? Wiem dla kogo! Tylko dla Pani… Lizak to za mało?! Przewidując obrót sprawy, przygotowałem coś jeszcze. Proponuję piosenkę disco polo w wykonaniu mojego przyjaciela Artura Piech. Skomponowana i napisana przeze mnie „piosenka” zadebiutowała na deskach chrześcijańskiego Ośrodka Kultury w 1997 roku w wykonaniu zespołu Wszystko Jedno.
Comments