Najważniejsze są pieniądze i… miłość! Głównie o te dobra nam chodzi. Dlatego jeśli czegoś nie rozumiemy w zachowaniu ludzi, to na pewno o to chodzi. O pieniądze! Od siebie dodam – albo o miłość! Na przykład, z grubsza biorąc, niby nie wiadomo po co i w jakim artystycznym, społecznym, estetycznym czy historiozoficznym celu Franciszek Skibicki i jego chrześcijański Ośrodek Kultury zajął się organizacją koncertu „Romanse Polsko-Rosyjskie”, na który gawiedź gminną już 9 września na godzinę 19:00 zaprasza cudownej urody plakat. Niby nie wiadomo, ale pewne jest, że chodzi o to, by artyści politycznie bliscy Franciszkowi Skibickiemu i Tadeuszowi Samborskiemu dostali gminne pieniądze. Za to oczywiście że w przejmujący sposób po słowiańsku (czyli w różnych językach polsko-rosyjskich – przypis mój) pośpiewają o miłości. To proste, jak budowa cepa, konstrukcja wieży Eiffla, kac, polityka Franciszka Skibickiego, czytanie na głos „Wesela” Wyspiańskiego, zawody strażackie albo sesje rady miejskiej Chocianowa.
Za to możecie mnie teraz ukamienować, przepraszam, ale doprawdy nie wiem, o co chodzi w przypadku odrzucenia wniosku o utworzenie Komisji Statutowej, która miała zająć się zmianą Statutu Miasta i Gminy Chocianów. O pieniądze czy o miłość, bo nic racjonalnego do głowy mi nie przychodzi, zresztą jak wielu rozsądnym ludziom? Miało to miejsce na XXXIII Sesji Rady Miejskiej Chocianowa w dniu 28 tegoż tygodnia, gdzieś około godziny 16:17 sekund 27, Sesja obfitowała aż w 2 punkty, a oba dotyczyły zmian. Rada miała podjąć uchwałę o zmianie nazwy ulicy z zakazanej na ładniejszą oraz na wniosek radnych należało podjąć uchwałę dotyczącą przyszłych zmian w Statucie Gminy, a konkretnie na razie stworzyć doraźną Komisję Statutową.
Nazwę ulicy zmieniono na „Bohaterów Wojska Polskiego”, a Komisja Statutowa w konsekwencji nie powstała, choć z projektu uchwały wynika, że miała wszelkie podstawy, by wypracować w miarę europejski kształt Statutu
Właśnie ze zrozumieniem przyczyn nie podjęcia uchwały mam problem. Powód odrzucenia jest niejasny, jak wszystko w romansach polsko-rosyjskich. Wszem i wobec za to wiadomo, że projekt zmienionego Statutu jakieś krasnoludki przedstawiły radnym jeszcze przed wakacjami. Przewodniczący Krzysztof dwóch imion Leszczyński twierdzi, że rzekomo trwają intensywne prace, odbywają się dyskusje, niemniej wszystko owiane jest aurą tajemnicy. Białoruski film, nikt nic nie wie. A jeśli nie wiadomo o co chodzi, to na pewno o… miłość!
Na pewno o miłość, przynajmniej w tym przypadku. Przecież nie o pieniądze, bo projekt nowego Statutu przedstawił chrześcijanin radny Krzysztof Leszczyński, któremu – jak Biblia głosi – pieniądze szczęścia nie dają. Pozostaje więc tylko miłość. Ale bynajmniej nie o taką potocznie rozumianą, zwykłą cielesną miłość do kobiety albo do faceta! Chodzi o miłość wyższą, tzw. własną. Przewodniczący po czubek ostatniego swojego włosa kocha przede wszystkim siebie, a to znaczy, że jeżeli wpadł na pomysł zmian w Statucie, to uchwalony Statut musi być toczka w toczkę identyczny z tym, jaki on „zatwierdził” na własny wzór i podobieństwo. Innym wara od tego. Radni nie mają prawa mieć swojego zdania, a już tym bardziej jakaś Komisja. Nie ma takiej opcji!
W pewnym momencie sesji rzeczywiście poczułem, że jesteśmy w konwencji polsko-rosyjskiego romansu, poczułem iście wschodnie klimaty, biegnące od Białorusi, przez Moskwę aż po Ukrainę, kiedy aktywiści Krzysztofa Leszczyński jeden po drugim odmawiali wzięcia udziału w pracach Komisji.
Piotr Piech
Krzysztof Mistoń, Marek Skorny i Janusz Zielony też kolektywnie nie zgodzili się „do pracy”
Nawet wielce zasłużona radna Krystyna Łysiak
I wreszcie znany demokrata, magister Krzysztof Leszczyński jako przewodniczący kolektywu
Ani mi się śni, co jest kanwą rosyjsko-polskich romansów, żeby teraz za głęboko wnikać w samą materię projektu nowego Statutu, który zaproponował radny Krzysztof Leszczyński. Na pierwszy rzut oka widać, że szczególnie bogato rozwinięty został rozdział dotyczący poszerzenia kompetencji przewodniczącego Rady. Miłość własna radnego z Zacisza na punkcie funkcji przewodniczącego jest bezgraniczna. Romantyczna i długa, jak transsyberyjska kolej. Żadna Komisja nie będzie grzebać mi przy kompetencjach – tak mniej więcej zareagowała miłość własna radnego, bo przecież wszystkie przydadzą się radnemu w roku wyborczym 2018. Krzysztof Leszczyński wprost wyraził powątpiewanie, czy w następnej Radzie będzie przewodniczącym, więc rzekomo nie o sobie myśli. Mało w tej wypowiedzi szczerości, choć pewne jest, że ambitnie chciałby poprzewodniczyć Radzie jeszcze rok z poszerzonymi kompetencjami!
Prawdę powiedziawszy, w zgodzie z logiką, rozsądkiem i dobrze pojętym dobrem demokratycznych procedur – moim zdaniem – Komisja powinna powstać. O dziwo, zresztą nic innego jak konieczność utworzenia Komisji zgłaszał radny Krzysztof Leszczyński w kadencji 2010-2014, ale to się już nie liczy, bo wtedy był w opozycji. Na sesji wytknął mu to radny Norbert Piotrowski, z którym razem dążyli do „normalności”, czego nie wstydzili się podkreślać przy każdej nadarzającej się okazji podczas kampanii wyborczej w 2014 roku
I oto mamy normalność! Jakąś białoruską koncepcję procedowania zmian Statutu. Przewodniczący proponuje przysłowiową burzę mózgów gdzieś w rozproszonych komisjach Oświaty, Rozwoju i Komisji Rewizyjnej. Wszystkimi komisjami zarządzają ludzie z kolektywu Krzysztofa Leszczyńskiego, który już w tej chwili wie, jaki wariant Statutu jest najlepszy. Przy okazji Krzysztof Leszczyński nie omieszkał pouczyć radnych dążących do utworzenia Komisji, że nic nie wiedzą, ciemni są, bo on najlepiej wie, jak tworzy się Statut. O proszę:
I dalej posłuchajmy polsko-rosyjskiej retoryki Krzysztofa Leszczyńskiego
Miłość własna radnego Krzysztofa Leszczyńskiego przez chwilę na Sesji wystawiona została na okrutną próbę, kiedy ilość członków Komisji Rada zredukowana do 3-ech. Pracować zgodzili się tylko radni Jerzy Likus, Krzysztof Kowalczyk i Norbert Piotrowski, przy czym ten ostatni miał zastać przewodniczącym Komisji. Niestety ciche i głośne skłonności Krzysztofa Leszczyński do romansów polsko-rosyjskich spowodowały, że podczas głosowania 7 głosów było za przyjęciem uchwały, a 7 osób kolektywu zagłosowało przeciw. Zwyciężył rosyjski model decydowania o konstrukcji lokalnego aktu prawa. Zdecyduje kolektyw!
Szeroka publiko Chocianowa,
w sprawach miłości i romansów, co jak co, ale intuicja i doświadczenie nigdy mnie jeszcze nie zawiodły. Krzysztof Leszczyński razem z Franciszkiem Skibicki na bank na XXXIII Sesji Rady Miejskiej chyba nieopacznie, nieodpowiedzialnie wystartowali swój wyborczy koncert „Romanse Polsko-Rosyjskie”. To, że w Rosji niepotrzebne są żadne komisje, demokracja, szacunek do obywateli wyrażony szacunkiem do prawa to sprawa tamtej części świata. Panowie Franciszek Skibicki i Krzysztof Leszczyński reprezentujący organy władzy samorządowej w Chocianowie, postępują jak gdyby nie zauważyli, że w Polsce mamy już inny model zachowań społecznych. Romans Polsko-Rosyjski skończył się ustawą o samorządzie gminnym. Sekowanie postaw obywatelskich, czyli ten specyficzny rodzaj pozostałości po romansie rosyjskim, obstrukcja, jaką zastosował radny/przewodniczący Krzysztof Leszczyński podczas XXXIII Sesji Rady to następny chocianowski precedens.
Z premedytacją (graniczącą ze szczególnym okrucieństwem) oznajmiam, że po XXXIII Sesji Rady Miejskiej, na której słychać było tylko znane mi romanse polsko-rosyjskie, 2 września wybrałem się na Rynek. Chciałem posłuchać Narodowego Czytania „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. Dla mnie mowa ciała, wzrok, obecność są ważniejsze, niż poezja, stąd od razu dramatycznie przeżyłem nieobecność Krzysztofa Leszczyńskiego. Po chwili namysłu uznałem, że radnemu/przewodniczącemu najlepiej wychodzi odtwarzanie roli Heroda w inscenizacji Orszaku Trzech Króli w reżyserii Jerzego Likus, więc jego brak jest w pełni uzasadniony. Za to…
…tam gdzie wykuwa się patriotyzm, jest poezja i niczym nie skrępowana romantyczność (choćby w postaci szczątkowej – przypis mój) i nie może zabraknąć Franciszka Skibickiego i jego Pań od koedukacji kulturalno-oświatowej w osobach bibliotekarki i przedstawicielki chrześcijańskiego Ośrodka Kultury.
W tym roku w Narodowym czytaniu w Chocianowie uczestniczyła nadspodziewanie liczna grupa inteligencji, młodzieży, urzędników i duchowieństwa reprezentująca patriotyzm miasta i patriotyzm wsi. Jak w „Weselu” Stanisława Wyspiańskiego! Franciszek Skibicki wcielił się w postać „Dziennikarza”. Nawet moja Pani ze snów, choć na co dzień jest całkiem sprawną aktorką, moim zdaniem garściami powinna więcej czerpać z niezgłębionych pokładów talentu od mistrza. Franciszek Skibicki zagrał brawurowo, bez jednego „yyyf”, ani jednego „fyyyfff”. Pracował nad rolą, co było słychać, widać i… przekazał porywające, szczere i głębokie przesłanie patriotyczne, ale i cały poetycki pietyzm autora. Oniemiałem! Proszę fragment inscenizacji na dowód!
Robert Harenza
Comments