Rzeczywiście – na świecie, w Polsce i w Szklarskiej Porębie jest już tak dobrze, że nadal potrzeba dobrych zmian. Ja na przykład z powodu dobrobytu zmieniłem osłonecznione przestrzenie Chocianowa na zacienione miejsce. Ale pisząc wciąż nie udaje mi się rozstać ze starą skomplikowaną materią naszej gminy.
Na dodatek, zmieniając Chocianów na nieco wyżej położony punkt obserwacyjny, po drodze standardowo zatrzymałem się przy markecie Auchan w Jeleniej Górze, żeby uzupełnić poziom płynów. Wychodząc spod kurtyny wodnej ustawionej tuż przed drzwiami (identyczną ktoś ustawił na rynku w Chocianowie, o czym donosi chocianow.com.pl: Będzie ochłoda w czasie upałów! Na Rynku w Chocianowie uruchomiono kurtynę wodną) – jak myślicie – na kogo się natknąłem?
Los chyba chciał, bym natknął się na samego Zbigniewa Frączkiewicza – nomen-omen twórcę pomnika, który stanowi tło strony Tomasza Kulczyńskiego, a na dodatek startówkę artykułu „O której odjeżdża autobus „na zmiany”? We wtorek czy czwartek…?” (przysięgam, że spotkania nie ustaliłem telefonicznie).
Przypomnę, że wyżej wymieniony artykuł obiecałem opublikować dzisiaj (Nie Kowalski, nie Leszczyński, nie Kulczyński… Internauci niech rządzą!) i tak będzie. Ale wcześniej napiszę jeszcze kilka słów a propos pomnika, który wzbudził artystyczne i patriotyczne uniesienie wieszcza zmiany w Chocianowie – stąd internautkę Franciszka Skibickiego i Tomasza z Lubina, pannę Klaudię Beker upraszam jeszcze o minutkę cierpliwości.
Po moim pytaniu – „Zbyszek, czy cieszysz się, że znowu – jak za dobrych czasów lat 80-90 ubiegłego wieku – trafiłeś z pomnikiem na sztandary zmian, które Lubin planuje wprowadzić w Chocianowie?” – Artysta znacząco uśmiechnął się, a następnie materialistycznie odpowiedział:
Robert, ależ ten Chocianów jest rozpolitykowany! Najnormalniej w świecie poproszę o tantiemy z praw autorskich. Twórca zmian chyba się nie pogniewa, co?
Zmiany kosztują, co zresztą potwierdzają nawet niektórzy katoliccy profesorowie nauk ekonomicznych i ścisłych, a przekornie dobitniej same dokonania cywilizacji PiSu (w skrócie Partia i Sprawiedliwość). Za darmo nic nie ma – chyba że w obecnej Polsce albo w Lubinie dla potrzebujących. Nikt nie proponuje darmowych autobusów, metra czy samolotów, a tu znowu w dobrobycie zmian ktoś wpada na pomysł, żeby ludowi pracującemu miast i wsi działo się, jak za górami za lasami, czyli jak w bajce. Zwolennikiem takich zmian jest wykształcony Tomasz Kulczyński, co własnoręcznie wyraził był na swoim facebookowym lusterku:
Jeśli młodzi, humanistycznie wykształceni ludzie uważają, że jest już tak dobrze, że stać nas na darmowy transport mogę zaryzykować tezę, że będzie jeszcze lepiej. Kiedy i gdzie? Cieszę się, że najbardziej w Chocianowie. Billboard „Czas na zmiany” dostrzegłem z autobusu wiozącego mnie do kopalni na nocną zmianę. „Czas na zmiany”(?) – przeczytałem. Ktoś znowu odkrywa Amerykę, czy tylko jest poetą…? O ile mi wiadomo, zmiany następują od tysiącleci – tak przynajmniej dotychczas myślałem – w ułamku sekundy. O co więc chodzi? O której odjeżdża autobus na zmiany, bo nie chcę się spóźnić? – zapytałem siebie w myślach.
Jakiś bliżej nieznany naukowiec od czasu, Tomasz Kulczyński, na bilbordach i słupach ogłoszeniowych ogłosił, że właśnie nadszedł… czas.
Nie stronię od wyzwań, a do wyzwań zaliczyłem „przetłumaczenie” hasła Tomasza Kulczyńskiego „Czas na zmiany”. Chodzi mi konkretnie o to, by przybliżyć czytelnikom, co poeta właściwie miał na myśli, pisząc ten wers. Pozwólcie więc, że chwilkę zamienię się w grono rozgorączkowanych licealistek, które dociekają, co poeta chciał wyrazić, używając zbitki słów „czas” i „zmiany”.
Nie rżnąc idioty, jak twórca tego hasła, z powagą od razu należy podkreślić, że obydwa słowa w tej formule zdania tworzą przewidywalny ciąg skojarzeń, niemniej wszystkie mają ten sam mankament – oparte są na niedopowiedzeniu, niejasności – słowem – sugerują dowolną interpretację. Nie ulega wątpliwości, że bez jasnego wyrażonego kontekstu sława „czas” i „zmiany” same w sobie są pojęciami metafizycznymi albo poetyckimi.
Stwierdzenie „Czas na zmiany” może być traktowane informacyjnie, bądź jako przejaw arogancji mentora, który określa moment, w którym coś należy zmienić na coś innego, a na gruncie międzyludzkim na przykład zmienić jedna manierę na inną. Przyznam się, że „wiersz” radnego z Lubina miesza obydwa porządki – zawiera informację, a jednocześnie ewokuje tupetem, czymś w rodzaju zachowania asertywnego chama, który przychodząc w gości od razu robi uwagi gospodyni, że odkurza listki kwiatów nie częściej niż dwa razy dziennie, nie ma zmywarki, albo że nadszedł czas na zmiany mebli, pory przyrządzania posiłków i… męża na nowszy model.
Przejdźmy do konkretu, którego ewidentnie brakuje w wyrażeniu o zmianach. Jakiś bliżej nieznany naukowiec od czasu, Tomasz Kulczyński stwierdził, że właśnie nadszedł… czas. Po co jakieś ceregiele? Czy autor wiersaz ma na myśli zmianę Franciszka Skibickiego na Annę Pichała, czy może bardziej zmianę radnej Krystyny Łysiak na Krystynę Łysiak? Może w zmianach chodzi o zmianę przyzwyczajeń, albo wręcz zmianę czcionki, którą dotychczas używano w pismach urzędowych w Chocianowie? A może zmiana ma być tylko jedna i wspaniała: czas na zmianę Franciszka Skibickiego na Tomasza Kulczyńskiego? – przynajmniej to jak na razie zdołałem wydedukować z enigmatycznego hasła podpisanego: Tomasz Kulczyński.
W bilbordowej poezji Tomasza Kulczyńskiego nie otwiera się dyskusji na żaden temat. Czas na zmiany jest jałowe, jak powiedzenie „noc zmienia się w dzień” albo „Chocianów potrzebuje zmian”. Wtórność i oczywistość wielkich odkryć Tomasza Kulczyńskiego nie robi zbyt dużego wrażenia.
Wyrażenie: zmieniłbym to i to, na tamto i tamto, jest szczere, po pierwsze, a po wtóre potwierdza kompetencje domagającego się zmian. Czy mieszkańcy gminy mają dyskutować o darmowej komunikacji, wieżach operatorów komórkowych, które powstaną za sprawą nowego burmistrza, czy o przepełnionym szambie, albo rozpaczać nad mizerią publicznych finansów spowodowanych swobodną twórczością socjalizującego Franciszka Skibickiego? Tomasz Kulczyński jeszcze tego nie wie, dlatego rozpisał plebiscyt, jakich zmian ludzie Chocianowa oczekują, bo w końcu przyszedł czas na zmiany.
Możemy napisać do kandydata, co byśmy chcieli zmienić, a on postara się obiecać, że zmieni. Sorry za porównanie, ale zaśpiew „czas na zmiany” przypomina mi pomysł prezydenta Andrzeja Dudy: „czas na zmianę Konstytucji” – zróbmy referendum. Autor do końca nie wie, co zmienić, na wszelki wypadek zapyta więc suwerena – a co!
Ok! Dam spokój tak daleko idącym porównaniom, bo Chocianów to nie Państwo, a Tomasz Kulczyński nie jest mężem stanu. Gmina to zaledwie zagonek Polski wydzielony zgodnie z podziałem administracyjnym. Powtórzę – zmiany następują w każdej sekundzie, częściej, niż zmiany w świadomości doradców od pijaru zmienia Tomasz Kulczyński z plakatu. Radą mędrców z Lubina, chce powtórzyć sukces kampanii PiSu z 2016 roku – Czas na dobre zmiany! Słowo stało się ciałem, mamy do czynienia z nieprzerwanym ciągiem samych dobrych zmian. Nie ma jednak wątpliwości, że pierwsza zmiana powinna polegać na wybraniu Tomasza Kulczyńskiego burmistrzem Chocianowa. Później wszystko pójdzie, jakoś to będzie, jak z płatka…
Wszystko byłoby do przyjęcia, gdyby retoryka Tomasza Kulczyńskiego nie była podszyta młodzieńczym cynizmem i protekcjonalnym traktowaniem elektoratu Chocianowa. Naiwny okrzyk „Czas na zmiany”, tworzy u mnie jedno bardzo sugestywne skojarzenie: Tomasz Kulczyński przyjeżdża do murzyńskiej wioski z transparentem: Czas na zmiany koloru. Od dzisiaj będziecie pastelowi…” Geniusz?
O, ironio, zmiana ma dotyczyć zmiany Romana Kowalskiego, jakby to on był burmistrzem, na Tomasza Kulczyńskiego. Kandydat Kulczyński widzi potrzebę zmian, ale złego słowa na Franciszka Skibickiego nie powie, bo winę za wszelkie zapóźnienia gminy w jego mniemaniu ponosi ktoś inny. Dziecinne rozumowanie, ale to nie najgorsza cecha Tomasza Kulczyńskiego. Jest wiele opracowań naukowych wyjaśniających zjawisko mówiące, że poziom wykształcenia nie idzie w parze z logiką działania społecznego, niemniej w przypadku recenzji hasła wyborczego Tomasza z Lubina, próba powoływania się na nie zaciemniła by i tak dość mętny obraz tego człowieka. To paradoks, ale kandydat z Lubina chce zmienić Romana Kowalskiego, bo tylko w nim widzi zagrożenie dla siebie, a mówiąc na marginesie także ma zakaz krytykowania dokonań i stylu życia Franciszka Skibickiego. Niełatwa do ogarnięcia to logika – Tomasz Kulczyński i jego „sztab wyborczy” nie należą do najbardziej transparentnych osobowości.
Socjotechnika hasła nie dotyka obecnie rządzącego burmistrz, bo jest z „naszej drużyny z Lubina”. Nie wpadając w akademickości wypada jak krowie na rowie powiedzieć, że poważnych zmian w zachowaniu powinien doświadczyć najpierw sam Tomasz z Lubina. Kandydat musi przewartościować swój sposób postrzegania zbiorowości i kultury społeczności gminy Chocianów.
Twoje miasto Chocianów, szanowni Czytelnicy nie jest murzyńską wioską, jak raczy myśleć Tomasz z Lubina. Ma dla murzynów błyskotki, zdjęcia panoramiczne, pączki i ogólniki w postaci okrzyku „Czas na zmiany”. Sprzedaje „jakieś” zmiany, jak na jarmarku kota w worku – nie wiadomo czy to tygrys, pluszak na baterię, czy zaspany rudy kocur, który miałczy tylko dlatego, bo jest głodny.
Tomasz Kulczyński, podobnie jak socjalizująca kandydatka z PiS na wójta gminy Rudna, a wcześniej Franciszek Skibicki, próbuje zjednać sobie wyborców darmowym transportem. Nie jest nowatorem – Franciszek Skibicki męczył projekt lubiński i finanse gminy na ten temat dobre 2 lata. Na szczęście zrezygnował z pomysłu, choć miał większe predyspozycje i koneksje, by go zrealizować. Inne drobne uszczypliwości w stosunku do kandydata podaruję sobie na ciekawszą okazję, ale już dzisiaj wypada mi uświadomić radnemu z Lubina, że Gmina to przede wszystkim sprawna i możliwie najtańsza administracja.
W każdym razie nie miejsce na ideologizowanie i polityzowanie. A tu państwo z Lubina proponuje początek igrzysk i zawłaszczanie resztek racjonalizmu, które drzemią jeszcze w mieszkańcach Chocianowa. A mówiąc bez ironii, nie wyobrażam sobie gorszego pomysłu, niż okłamywać ludzi zupą z krabów podaną na niechlujnie zastawionym stole. Nie dziwi mnie niewymuszona naiwność radcy z Lubina (do tego mnie już przyzwyczaił), bo chyba bardziej przeraża brak zmian w jego samoświadomości.
FAKTY Chocianów nierozsądnie określane mianem portalu przekazującego złe wieści jako pierwsze mówią wprost, że Tomasz Kulczyński jako kandydat z obozu władzy Roberta Raczyńskiego nie ma nic do zaproponowania naszej gminie, a to co ma, to event wyborczy nie wart funta kłaków, po którym w grudniu nie zostanie nawet ślad. To co proponuje kandydat z Lubina nie jest lepsze od koła, które jest idealne tak pod względem funkcjonalności, jak napędu rozwoju. Proponuje system zmianowy, radną Krystynę Łysiak na Krystynę Łysiak, peerelowski system zmian ubrany w młodzieżową narrację Facebookowej nowomowy. Jeśli Tomasz Kulczyński chce zmian, niech chce. Powtórzę – zmiany mają polegać na tym, że na stary bilbord naklei się nową etykietkę
Kiedyś wyglądał tak
A w parę minut już na biało jak panna na wydaniu.
Zdobywanie głosów elektoratu jest jak zdobywanie kobiety: na początek trzeba jej obiecać, że najważniejsze na świecie są jej potrzeby, a nawet ich zaspokojenie. Romantyczność tkwiąca w z mianach nie podlega dla mnie dyskusji.
Niechcąco jednak romantyczność współistnieje z szeregiem przeciwstawnych zjawisk, a jest ich więcej niż włosów na głowie kandydata z Lubina. Uwiarygodnienie zmian na swoje barki przyjęła radna Krystyna Łysiak, a tylko jeden radny Krzysztof Leszczyński, przynajmniej na głos, oznajmił, że jest panną na wydaniu ubraną w sukienkę „Czas na zmiany”.
Ostrzegam! Tomasz Kulczyński, zanim ogłosił czas na zmiany zmienił spikera Mariana Sambora na spikera z Lubina. Zmiana jest? Jest! Więc strzeżcie się dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny…
Robert Harenza
Comments