Jeśli przyjrzeć się dokładniej ludziom, to każdy jest szczęśliwy na miarę swoich możliwości, i chyba nie ma tu, o co się kłócić. Dlatego dzisiejszy tekst będzie krótki, na miarę możliwości jednych Czytelników, choć nie za krótki, jak na możliwości intelektualne innych Czytelników. Zgoda?! No to, jedziemy…!
„Wszystko co dobre, szybko się kończy”
– „na wysokim poziomie ” wypowiedział się był mój ulubieniec Katulski Adaśko.
Rozumiem gorycz władzy z faktu, że za chwilę dla niej coś się skończy, ale z tym, że „szybko, co dobre dla niej się kończy” to już mało szczera przesada. Tak po ludzku, bez zawiści, po prostu nie zgadzam się z tym, że przymiotnik „szybko” Katulski Adaśko powinien stosować w przypadku władzy Chocianowa.
To, że jej koniec nastąpi dopiero 22 lipca 2025 roku, a „dobre” zaczęło się w 2018 – mówi wręcz coś przeciwnego, tj. że bardzo długo kończyła się ta „bezpartyjna” farsa. Siedem długich lat to nie „szybko”, prawda? Niemniej „ekipa fachowców” Tomasza K. – jak wspomniałem na wstępie – była szczęśliwa na miarę swoich intelektualnych możliwości, dlatego teraz nikt nie potrafi zrozumieć, że „wszystko, co dobre, nie kończy się dobrze”
„O ile uzasadniona stronniczość żony Tomasza K. jest do przyjęcia, o tyle pierdoły, które wygaduje sąsiad/pracownik/dyrektor RCK Katulski urągają wszelkim normom nie tylko przyzwoitości, ale przede wszystkim zwyczajnej wiarygodności. Warto, żebym w tej chwili dodał, że 22 lipca będą zeznawać następni „pracownicy” Tomasza K., Krystian Wan i niejaki Wierdak (imienia nie pamiętam), który w 2018 roku był szefem sztabu wyborczego Tomasza K.”
– informowałem w kwietniu, po pierwszej rozprawie.
Często można usłyszeć przysłowie, że jeśli masz pieniądze, to masz kolegów na pęczki, a jeśli masz do tego jeszcze władzę – to masz jedynie… rzecznika urzędu za wszystkich przyjaciół! Właśnie we wtorek zeznawać będzie rzecznik Urzędu Krystian (126p) Wan, a więc teoretycznie nie może łgać urzędowo, jak zwykle, bo świadek/urzędnik musi mówić prawdę (nie narażając się na zarzut składania fałszywych i stronniczych zeznań, bo za składanie fałszywych zeznań w myśl art. 233 K.K. grozi kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat nawet). Pozostawmy jednak na boku na razie temat, czy Sąd nisko oceni wiarygodność zeznań świadka Krystiana (126p) Wana, bo o tym od wtorku będzie na pewno głośno.
W tej chwili ciekawsze dla mnie jest to, czy Tomasz K. jako „włodarz gminy”, w sytuacji dla niego – było, nie było – dramatycznej, w dniu 22 lipca będzie mógł liczyć na obecność na sali sądowej kolegów, przyjaciół, że o cioci Elżbiecie Kowalczuk nawet nie wspomnę…
„Wszystko co dobre się kończy”, więc może mężczyźnie przydałoby się podtrzymywanie na duchu, wsparcie kolegów i przyjaciół, choćby radnych, którzy wierzą w jego niewinność.
Nawet mi zadano pytanie: „czy uprasowałeś już koszulę, bo pojutrze jedziesz… do wielkiego miasta”? Niestety znów muszę podkreślić, że każdy jest szczęśliwy na miarę swoich możliwości, a w tej sprawie aktualne możliwości Tomasza K. sięgają najwyżej do obecności byłej radnej Anny Pichała, a na pewno radnego Krzysztofa Kowalczyka, który – mówiąc między nami – namawiał mnie (choć wcale nie musiał), żebym poświęcił jeszcze kilka godzin swojego drogocennego życia na mrożące krew w żyłach sceny desperacji, z jaką już od roku mamy do czynienia w Gminie Chocianów.
(na marginesie, o desperacji dawno, dawno temu napisałem całkiem osobny utwór, który sobie i Wam nieskromnie pozwolę sobie przypomnieć )
„Coś się kończy, coś się zaczyna”
– w desperacji mówi chocianowska agencja urzędowa (wybaczcie, że pominąłem emoticony, bo okrzyk radości, że „coś się kończy” nawet mi w tej chwili nie przechodzi przez gardło).
Przyroda nie zna takich przypadków, więc nie jestem w stanie znaleźć czegoś podobnego, żeby wytłumaczyć „precedensu”, z jakim mamy do czynienia w Chocianowie.
Co Tomasz K. zrobił źle, że nawet jego fani już teraz skarżą się, że ich zawiódł, choć przecież „pozyskał” wielkie miliony dla Gminy, a realizuje wszystko, co obiecał (ile milionów pozyskał widać na zdjęciu startowym, na tabliczkach, w miejscu wręcz sakralnym, jakimś swoistym ołtarzyku, bo ja wiem, jak to nazwać…).
Choć absurdu nie da się zrealizować, jak zresztą wielu idei, ale tym razem wyzwanie przerosło wszelkie wyobrażenia?
„PISZĄ O NASZEJ GMINIE”
– ups…
Wybaczcie, ale dopóki nie odejdzie ta władza wciąż nie będziemy wiedzieli, co jest grane, a każda najdrobniejsza sprawa będzie komplikowana specjalnie, by nikt nie zrozumiał, że choć burmistrza nikt nie widział w Urzędzie od dawna, to jednak wciąż może twórczo rozwijać gminę, budować ścieżki rowerowe, w tym oczywiście skutecznie zwalniać z pracy nie tylko nieprawomyślne Pańcie z gminnych jednostek organizacyjnych (na przykład kadry RCK…), w tym dyrektorów, kierowników, sprzątaczki i urzędników, że o innych służbach i obywatelach RP nie wspomnę…
Na zakończenie czuję się w obowiązku, żeby jakoś odpowiedzieć na komentarze pod ostatnim artykułem FAKTY Chocianów dotyczącym przekroczenia uprawnień przez urzędniczkę, zresztą przekroczeń surowo karalnych w bardziej cywilizowanych szerokościach geograficznych, niż Polska.
No cóż… Do „PS Paula” nie mam żadnych zastrzeżeń, bo każdy jest szczęśliwy (w sensie: rozumny) na miarę swoich możliwości, w myśl prawdy, którą przywołałem na wstępie. Trzeba przyznać, że to, iż ktoś nie potrafi „dotrwać” do końca mojego tekstu to wyłącznie jego sprawa, tym bardziej, jeśli pani Paula „w czytaniu” prawdopodobnie edukowała się na tekstach Nowaka Kaspera (nadredaktora portalu chocianow.pl, czy „gadżety Głos Regionu”, w tym Informator Gminy Chocianów, lub rzetelnego Chocianowskie info…), które nie zmuszają do żadnego wysiłku, że o intelektualnym nie wspomnę. Wobec powyższego bez żadnej aluzji pragnę „PS Paula” oświadczyć, że nie obraził mnie jej wpis, aczkolwiek od razu moja intuicja kobieca podpowiadała mi, że wpis jest ewidentną próbą obrażenia moich umiejętności dziennikarskich, ale to pominąłem i sprawy nie ma. Wszak nie można mieć żalu do człowieka, który wyraża swoje pretensje np. do piwa, że jest złe, bo mu nie smakuje, jeśli woli Gin, albo wyraża swoje pretensje do mnie, że nie potrafi „przeczytać” do końca artykułu, którego przecież nie musi ani czytać, ani rozumieć, ani nawet „nie rozumieć”. Na szczęście „Szymon Krk” przyszedł mi z pomocą, próbując streścić (szacun za odwagę), bo sam nie byłbym w stanie podrzucać Czytelniczce żadnego streszczenia, w obawie, że „streszczenia” mogłaby nie zrozumieć jeszcze bardziej. Tym samym, chciałbym powiedzieć, że o gustach i umiejętności czytania ze zrozumieniem zwykłem nie dyskutować, dlatego zwierzenie Pauli uznaję jako inną, szerszą prawdę, a mianowicie, że jako autorowi wystarczy mi tylko to, że jakiegoś Czytelnika sprowokowałem do takiej aktywności umysłowej, że aż publicznie poprosił o pomoc w zrozumieniu, tego, co go w tekście na pewno mocno poruszyło…
P.S.:
Niniejszym na „do widzenia” pani Pauli dedykuję tekst Bogdana Olewicza, tekściarza Perfectu, który dla wielu jest surrealistyczny, jak na tekst do muzyki rozrywkowej, a dla mnie na wskroś przejmującym dowodem, że „poezja” już w latach osiemdziesiątych XX wieku udowadniała, że nie jest sztuką martwą, nikomu niepotrzebnym stawianiem słów. I choć nadal dla wielu ludzi jest czymś, co wymaga „streszczenia”, to nie zmienia postaci Rzeczy.
(informuję, że po 22 lipca udaję się na upragniony urlop, w związku z powyższym w następną niedzielę z Szklarskiej Poręby wyślę prawdopodobnie weselszy tekst)
Robert Harenza




















Comments