Urząd

Wernisaż u tzw. burmistrza Chocianowa

0

Minęło ładnych parę dni i nocy, a mnie wciąż coś ściska za gardło. Wzruszenie, podziw, muzyka, Sztuka, sentymentalne rozmowy przy lampce wina? „W niemym kinie, znowu ktoś znów gra na pianinie” – takiej trawestacji piosenki Fogga „W małym kinie” dokonałem wchodząc do Chocianowskiego Ośrodka Kultury w sobotę. Okazuje się, że zamiast na wernisaż artystycznych porywów małżeństwa Radojewskich, wszedłem do małego kina z początku XX wieku, w którym na pianinie non-stop produkował się Władysław Betka, zaproszeni goście jedli sobie z dziubków słodkie konwenanse, uśmiechając się do siebie udawali koneserów Sztuki, a proboszcz parafii z tzw. władzą Chocianowa robili za wisienki na tym słodko-kwaśnym torcie.

Moje fascynacje Sztuką na szczęście kończą się tam, gdzie inni dopiero uczą się jej definicji. Ci, którzy nie czytali kawałka aleatoryzmu metafizycznego Cortázara z czasów bugi-ługi, neoplastycyzmu Mondriana, Sztuki abstrakcyjnej, strukturalizmu, itd., itd., w Chocianowie na wernisażu wzruszyli się tak oto sprecyzowanym obszarem lokalnej Sztuki

Bywałem na dziesiątkach takich imprez, więc spotkanie w „małym kinie” ChOKu mogę zakwalifikować do pogadanki kola gospodyń wiejskich w remizie strażackiej, których doniosłość tzw. burmistrz Chocianowa zna lepiej, niż ja alfabet Braille’a. Na wernisaż małżeństwa Rodajewskich przybył ksiądz proboszcz, grono współpracowników z CHOFUMu, przedstawiciele ogródków działkowych, wierna grupa koleżanek z Lubinskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury oraz władza samorządowa w osobach – znanego konesera Sztuki, demokracji, muzyki, tańca tak zwanego Franciszka Skibickiego, przewodniczącego Rady Miejskiej Krzysztofa Leszczyńskiego, że o tunezyjskiej opaleniźnie radnego Janusza Zielonego dopełniającej swoją urodą ciąg obrazków nie wspomnę.
Wcześniej przedstawiłem artystyczne credo Pana Wiesława i Wandy Radojewskich. Pani Wanda napisała, że „robi to co kocha i czuje się z tym szczęśliwa”. Nie za bardzo wiem, co miała na myśli pisząc, że „w malarstwie ważny jest słuch kolorystyczny”. Zawsze było tak, że malarz tylko widzi Świat i wszystko, co się z nim łączy, a muzyk tylko słyszy, bo pięciolinia z nutami jest czarno-biała. Stąd może powstał ten fascynujący mnie i niepozwalający mi zapomnieć niemy czarnobiały film na wernisażu, do którego na pianinie przygrywał romantyczny pianista.
Pejzaże, krajobrazy i kwiaty, które zobaczyłem na wystawie rzeczywiście potwierdzają słowa Pani Wandy – czuć w nich ciepło kobiecej ręki. Z pewnością kocha to, co robi. Lecz Sztuka nie powstaje z racji posiadania farb olejnych i miłości do kwiatów. Niestety Sztuki nie było na tym wernisażu, zaledwie niespełnione marzenia o artystycznym podłożu. W sobotę cofnąłem się w czasie o 100 lat nie tylko słysząc piosenką Besame mucho zaprezentowaną na wernisażu przez koedukacyjny duet – natchnionego pianistę Władysława Betkę i uczennicę saksofonu, Panią Krystynę Kozołup.

Wszyscy, którzy mnie odrobinę znają, wiedzą, że tej recenzji nie piszę bezinteresownie. Wrażliwość figuratywna, widoczki i tym podobne dla mnie w Sztuce skończyły się dobre 100 lat temu. Nie ma o czym pisać, bo twórczość małżeństwa Rodajewskich jest wyrazem niespełnionych pragnień, połączeniem terapeutycznego kiczu z folkloren tzw. burmistrza i tzw. artystycznej wrażliwości. To kwintesencja lokalnej wiedzy na temat Sztuki. Na wernisaż do ChOKu poszedłem, by zobaczyć kuratora wystawy, a nie widoczki. Brawo dla Pani Dyrektor ChOK! Na twarzach zaproszonych gości zauważyłem nawet skupienie charakterystyczne dla Biur Wystaw Artystycznych z dużych miast. Od czasu fatalnego wernisażu Pani Pilińskiej, ChOK wykonał dużą pracę w dziedzinie wystawienniczej – zakryto rurę gazową, podświetlono obrazy, zakryto lustra, na których wtedy ulokowano prace artystki. Brawo!

W książce „Gra w klasy”, która powstała mniej więcej w czasie, do którego cofnął mnie utwór Besame mucho, pianista i Fogg. Cortázar opisał koncert fortepianowy pewnej niespełnionej, nieszczęśliwej artystki. I chociaż minęło prawie 100 lat, nic się nie zmieniło. Trwa nierówna walka Mondriana z figuratywną sztuką artystów, którzy kochają to co ulotne, przemijające, jak „Letnie impresje”. W niemym kinie, ktoś gra na pianinie, a tzw. burmistrz upowszechnia Kulturę z tamtego wieku na swoim lokalnym podwórku.
W ramach puenty do tej romantycznej recenzji wernisażu muszę wyjaśnić, dlaczego nadużywam zwrotu „tak zwany”. W ChOKu zobaczyłem tzw. sztukę, słyszałem tzw. muzykę, widziałem tak zwanego burmistrza, który zaraz po wernisażu do swojego tak zwanego redaktora e-legnickie.pl poskarżył się, że tzw. opozycja złożyła zawiadomienie do prokuratury, bo on rozbudowuje tzw. stadion będący własnością CHOFUMu.

Remisowa wojna o podium (FOTO) – e-legnickie.pl

Popatrzmy na widoczki tych tzw. rozbudowanych trybun, krzesełek, ten pejzaż, który nasi artyści powinni przelać na płótna lub wzruszające fotografie. To też jest tzw. Sztuka i przy tym mniej utopijna, niż kulturotwórcze zdolności tzw. Franciszka Skibickiego i Dyrekcji ChOKu w osobie Pani Krystyny Kozołup. Burmistrz od ćwierćwiecza robi wszędzie peerelowską wieś, zabawia się w tzw. Szefa i właściciela Gminy, stawia remizy strażackie w każdym miejscu, w którym stanęła władza ludowa, by na ich ścianach powiesić ten czy inny obrazek. Nie ważne, że obrazek rozumie, jak moja nieletnia córuś, czyli odwrotnie do kwadratu przestrzeni. Pani Dyrektor dodatkowo ima się jeszcze trudniejszego zadania, tzn. mniema, że upowszechnia Kulturę.

Robert Harenza

Gęś w sosie własnym po syczuańsku…

Poprzedni artykuł

PO-PiSowa budowa "Delfinka" i dekomunizacja. XXI sesja Rady Miejskiej

Następny artykuł

Comments

Comments are closed.

Login/Sign up