Jeśli ktoś od razu w tytule zauważył nawiązanie do komedii „Rzeczpospolita babska”, to wcale nie powinien mieć powodów do radości. Fakt, aluzja do przeszłości nie jest przypadkowa, ale konsekwencje i rozmiar skutków tych dwóch rodzajów rzeczypospolitych jest nieporównywalny.
Rzeczypospolita urzędniczek rodem z Chocianowa w porównaniu z tamtą powojenną „babską” wygląda na wyjątkowo małostkową, trącącą hipokryzją i bufonadą papkę pozorów nowoczesności, uczciwości, przestrzegania prawa, a nader wszystko fotogeniczną śmiesznością.
Skądinąd „napoleońska” postawa Elżbiety Kowalczuk na zdjęciu startowym od razu przypomniała mi co najmniej dwa słynne wyrażenia tego francuskiego „urzędnika”:
„Co prawda, żeby umieć rozkazywać, trzeba się najpierw nauczyć słuchać, ale jeśli ktoś przez kilkadziesiąt lat umiał tylko słuchać, to już nie nadaje się do rozkazywania”
– to pierwsza z prawd Napoleona, która definiuje „rzeczpospolitą chocianowskich urzędniczek”.
Wiem na pewno, że nie ten filozoficzny wywód Napoleona miała na myśli Elżbieta (GK) Kowalczuk podświadomie przyjmując typową dla niego pozę, niemniej cytat toczka w toczkę odzwierciedla jej urzędniczą karierę i osobowość. To przecież ta „urzędniczka” od kilkudziesięciu lat (tj. od 2003 roku) umiała tylko słuchać Franciszka (ćwierćwiecza) Skibickiego zarządzając Zakładem Budżetowym o nazwie Miejski Zakład Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Niestety w 2022 roku doprowadziła do likwidacji tej Jednostki Samorządu Terytorialnego, a w tej chwili powzięła w myślach chęć „rozkazywania”. Błąd, bo według Napoleona „nie nadaje się do rozkazywania”. Rzeczypospolita urzędniczek albo wyparła z pamięci całe ćwierćwiecze, w którym Elżbieta Kowalczuk zarządzała Zakładem Budżetowym, bezpośrednio podlegając burmistrzom, którymi prawdopodobnie zawsze traktowała pogardliwie, protekcjonalnie i lekceważąco, oczywiści nie w ich obecności.
Dopiero rodzinna śmiałość do Tomasza K. wyzwoliła w niej gejzer asertywności, surowości, ale ten rodzaj urzędniczej hipokryzji nie jest jednak najgorszą z cech, jakie posiada.
Na domiar złego, „chocianowska rzeczpospolita urzędniczek” z ciotką Tomasza K. na czele chyba uległa wszechstronnej amnezji, że tak powiem, jeśli wciąż i wciąż na łamach chocianowskich social mediów powtarzana jest niezbyt lotna mantra, że poprzednicy (tj. przede wszystkim Franciszek ćwierćwiecza) aktualnej władzy nic nie robili, zapuścili Gminę, w tym są winni zacofania, braku nowoczesnych dróg, braku chodników, kanalizacji, rozsądnej Rady Miejskiej, ścieżek rowerowych na każdym osiedlu, braku Kultury „na wysokim poziomie”, braku dobrych obyczajów społeczności chocianowskiej, itd. itd….
Jak nietrudno zauważyć, „chocianowska rzeczpospolita urzędniczek” twierdzi, że Świat i XXI wiek, nowoczesność i dobre zmiany należy liczyć dopiero od urodzin samorządu pod przywództwem Tomasz K, którego Elżbieta Kowalczuk jest ciotką.
Smutne urzędniczki na ściance w miejscu burmistrza…
„Głupota tutaj ma się nadal dobrze, jak wiara w „niecodzienną” moc burmistrza, który na przykład w zaprzeszłej kadencji obiecał, że zlikwiduje podatek od nieruchomości, wprowadził subsydiowany transport szkolny powszechnie nazywany „darmowym”, obiecał tanie grunty pod budowę domów, gazyfikację i kanalizację, a skończyło się czymś dokładnie odwrotnym! Wprowadzono podwyżkę do maksa podatków od nieruchomości, zlikwidowano z dnia na dzień opłacaną przez Gminę „bezpłatną” komunikację, nawet wprowadzeniem podwyżek na wodę i ścieki na pół roku wcześniej, niż to zostało ustalone z Wodami Polskimi już 3 lata temu (przy okazji tylnymi drzwiami wprowadzono dodatkową opłaty o nazwie „abonament”)…
i dalej
„Wyżej edytowana głupota „podmiotowo statutowa” Chocianowa, którą „na wysoki poziom” upowszechnienia Kultury zamierzała wznieść była Pani najlepiej świadczy o tym, że Gmina przez ostatnich 6 lat doszła do punktu wyjścia, czyli choćby likwidacji Jarmarku Wielkanocnego, a wcześniej likwidacji MZGKiM, likwidacji PWK poprzez zmianę nazwy, likwidacji ChOKu przez zmianę nazwy, likwidację Rady Miejskiej przez dobór radnych wg klucza kolaboracji i pełnej zależności w stosunku do urzędników, likwidacji objawów zdrowego rozsądku poprzez wyeliminowanie radnych typu Anna Pichała, Norbert Piotrowski, czy Piotr Piech.”
– bez napoleońskiej werwy pisałem jakiś czas temu.
Odnoszę wrażenie graniczące z pewnością, że Elżbieta Kowalczuk deprecjonując swój udział w zacofaniu Gminy Chocianów, m.in. poprzez umiejętność „słuchania” przez kilkadziesiąt lat Franciszka Skibickiego, w tej chwili udaje niczemu niewinną urzędniczkę, która wyparła z pamięci choćby swój aktywny udział w implementacji lubińskiego radnego na grunt zacofanej Gminy.
Może to jakaś próba odnowienia przez Elżbietę Kowalczuk rodzinnych tradycji, ale że nieudana nie mam cienia wątpliwości, nie tylko z powodu maksymy Napoleona przywołanej powyżej.
W kwestii postrzegania samorządności Elżbieta Kowalczuk jednak zatrzymała się na latach 90-tych ubiegłego wieku, co w tej chwili tworzy swoisty koloryt tej postaci. Nic jej nie zmieniło, bo postrzeganie prowincjonalnej władzy wiedzie ją wprost do syndromu „naczelnika”, który w lokalnej rzeczywistości praktycznie wszystko może, jest autorytetem, niejako z urzędu, choć niekoniecznie zgodnie z prawem obowiązującym w Polsce. W sumie nie miałem tego mówić, ale skoro „rzeczpospolita urzędniczek” z Ratusza – jak widzę – chaotycznie poszukując następczyni Tomasza K. postępuje zgodnie z drugą maksymą Napoleona, która przyszła mi na myśl patrząc na focie z Elżbietą Kowalczuk, a mianowicie.
„Każdy żołnierz nosi buławę w tornistrze”
– co nie tak dawno przypominał minister Radosław Sikorski.
Z reguły działanie schematu gdzieś się kończy, tj. albo zwycięstwem, albo co najmniej porażką, niemniej ciocia Elżbieta na ten szlak napoleońskiej myśli z impetem weszła chyba rok temu.
Rządzenie Gminą, bez względu na najniższy status samorządowy, to jednak nie komedia.
Najgorsze, że „rzeczpospolita urzędniczek” traktuje swoją pracę jako misję, jakkolwiek nie warto w tym przypadku uwypuklać wysiłku chocianowskich urzędniczek w utrzymaniu całkiem sporej społeczności gminnej w przeświadczeniu, że można kierować nią za pomocą systemowego i lokalnego kłamstwa.
Nie, nie, nie chcę przywoływać następnych sentencji „Napoleona”, które adekwatnie opisują rzeczpospolitą Chocianowa, bo odpowiedź, jaką niedawno otrzymałem na wniosek o udostępnienie informacji publicznej nawet mi, całkiem prostemu felietoniście wymknęło się z ram trzeźwego rozumienia obowiązującego prawa i „chocianowskiego prawa urzędniczek”, które Kierowniczkę Elżbietę Kowalczuk traktuje jako postać bardziej, niż napoleońską…
Pani Sekretarz poinformowała niniejszym, że Elżbieta po prostu nie składała oświadczeń majątkowych, taki ma styl, ot, nie składała od 3 lat, bo? Bo nie ma wewnętrznej potrzeby, nie licząc się z prawem. Pani Jugo po raz pierwszy odpowiedziała mi szczerze? Niestety ta szczerość bezpośrednio uderza w Tomasza K., nie w koleżankę z Ratusza.
To prawda, bo w świetle ustawy to burmistrz jest winny, że nie wyegzekwował Oświadczenia od cioci. Swoją drogą, ciekawe dlaczego ciocia nie publikuje swoich oświadczeń majątkowych? Co tam ciekawego może się znajdować?
P.S.:
Ups… Od tygodni, niedzielę po niedzieli starałem się być użyteczny, proponując organizatorce Dnia Jagody 2025 i Katulskiemu Adaśkowi artystów na miarę władzy Chocianowa, która rzekomo już od 2018 roku wprowadza Gminę w XXI wiek, ale po odsłonięciu następnej „jagódki” wymiękłem. Przyznaję, że chyba jestem bezguściem muzycznym, dlatego tym bardziej nie przemawia do mnie wybór Katarzyny Wilk jako drugiej po Zespole Instrumentów Dętych i grupie Weekend artystce godnej uwagi dla władzy urzędniczek Chocianowa. A mówiąc poważnie, wściekłem się, jakby mój zapał jakaś urzędniczka po raz kolejny potraktowała, jak fanaberię wiejskiego głupka. Wobec powyższego kończę swoją „tradycję” składania propozycji i podpowiedzi w kwestii Dnia Jagody 2025. Lepiej będzie, jeśli przejdę w tryb słuchania, jak mawiał Napoleon, poprzedzający „wydawanie rozkazów”…
Robert Harenza
Comments