Lubię siebie! Za co? – zapyta ktoś… Ja też zadałem sobie to pytanie, ukradkiem patrząc na zdjęcie właściciela portalu e-chocianow.pl. Andrzej Bober też „lubi siebie” – widocznie to cecha własna właścicieli portali. Lubię siebie, bo od roku FAKTY Chocianów mówią o chałturze PRLu, tak zwanej „normalności”, którą podczas kadencji 2014-2018 znowu ucieleśnia Franciszek Skibicki. Poza tym za kilka innych rzeczy, o których poniżej.
Edward Stachura, przebywając kiedyś w pobliskiej Kotli (Francuz z pochodzenia, poeta, prozaik, wielbiciel rosołu, który powtarzał: „Świat jest bogaty w formy, a i w treść niebiedny”) napisał: „Niektórzy to tak chodzą, jakby się sami nieśli pod pachą”. Mówiąc, że „lubię siebie” – gwoli informacji – to forma noszenia siebie pod pachą, a treść wykracza poza ludyczną (w znaczeniu zabawową, a nie ludową co sugeruje słowo – przypis mój) narrację lokalnego życia zawartą w tym oto zdjęciu.
Nie da się ukryć, że dzisiaj mam wyjątkowo minorowy nastrój, za co też „lubię siebie”. 31 sierpnia to ważny dzień (porozumienia sierpniowe i wydarzenia w Lubinie w 1982 roku), a na dodatek nadal jestem pod wrażeniem koncertu arii operowych Mateusza Hoedt, których słuchałem w chocianowskiej operze o nazwie Chocianowski Ośrodek Kultury. Na domiar złego koncert operowy odbył się zaraz po Dożynkach Franciszka Skibickiego (Dożynki na bogato – zdaniem e-legnickie.pl).
Dożynki w gminie Chocianów na bogato (FOTO) – e-legnickie.pl
Na koncercie operowym było nawet fajnie do momentu wejścia na scenę Jolanty Komarek ze zniczem w dłoni. Opera natychmiast zamieniła się w polityczną operetkę. Szanowna mama śpiewaka operowego wywołała melomanów do powstania i uczczenia minutą ciszy bestialsko zamordowanej młodziutkiej sanitariuszki i łączniczki Armii Krajowej, która konspiracyjnie nazwała się „Inka”. Lubię siebie, bo pomimo oporów powstałem, widząc Jerzego Likus, który powstał z radością o dwa rzędy przede mną. Czułem się podle, dlatego podczas owacji na stojąco dla śpiewaka jako jedyny siedziałem na operetkowym krzesełku.
Już wtedy myślałem tylko o tym, za co lubią się patrioci, taki radny Jarzy Likus i Krzysztof Mistoń dekomunizując nazwy ulic, manifestując pogardę dla powojennego stalinizmu, a nic nie wspominają o ofiarach z 31 sierpnia 1982 roku w Lubinie. Tuż pod bokiem, w Lubinie, który był miastem powiatowym dla Chocianowa, 31 sierpnia 1982 roku władze peerelowskie podjęły decyzję użycia kałasznikowów w stosunku do bezbronnych ludzi. To nie był mord?
W tej chwili przez kraj przetacza się dyskusja na temat pogrzebu „Inki” i „Zagańczyka”. Poseł Marek Jakubiak (Kukiz 15) z chusteczką pod szyją wypowiada się na temat zachowania KODu podczas pogrzebu i w imieniu rockmana wystawia moralne oceny i piętnuje komunizm i partyjniactwo. Wszyscy wywyższają pod niebiosa bohaterów i ofiary stalinizmu, bo to trzon aktualnej polityki historycznej, którą uprawia PiS i jeszcze bardziej radykalni narodowcy. O dziwo, o wydarzeniach lubińskich pamięta Robert Raczyński, chociaż sam może wiele powiedzieć o tym specyficznym modelu uprawiania władzy.
Lubię siebie, bo dzisiaj zadałem sobie pytanie: gdzie 31 sierpnia 1982 był Franciszek Skibicki? Od 1977 roku należał do PZPR, a co robił 31 sierpnia 1982? Naprawiał system, przyjmował odznaczenia za budowę PRLu, a może szykował się, by w cztery lata później zostać zastępcą Naczelnika Gminy?
Dlaczego Franciszek Skibicki wraz z Jerzym Likus nie uczczą minutą ciszy tragedii trzech mężczyzn zastrzelonych z kałasznikowów w Lubinie? Dlatego, bo tę historię tworzyli – jeden i drugi. Wolą pamięcią sięgać do odległych czasów 1946 roku? Bezpieczniej mówić o innych, niż o sobie i swoich czynach? Dlatego „Lubię siebie”, bo w odróżnieniu do nich powtarzam za Edwardem Stachurą, który nie doczekał się innego Świata, niż PRL – „Niektórzy stojąc potrafią pobłądzić”.
Kiedyś stojąc – błądziło wielu.
Franciszek Skibicki nie stał, robił karierę, a radnego Krzysztofa Mistoń nie było jeszcze na świecie. Dzisiaj, będąc w Lubinie słyszałem próby Johna Portera i Anity Lipnickiej śpiewającej: „Wszystko się może zdarzyć”. Prezydent Lubina zorganizował koncert upamiętniający wydarzenia z ostatniego dnia sierpnia 1982 roku. Jerzy Likus i Franciszek Skibicki byli już dojrzali ideologicznie, teoretycznie powinni rozróżniać zło od dobra, ale pięli się po szczeblach kariery w koegzystencji i realiach umierającego systemu.
W 1982 roku, kiedy Pani ze snów była jeszcze cudowną czteroletnią dziewczynką, (a Franciszek Skibicki nie chodził jeszcze do Kościoła) ja pobierałem nauki w jednej ze średnich szkół w Lubinie. 1 września 1982 roku, paląc papierosy na rozpoczęcie roku szkolnego 1982-1983 mój kolega z klasy opowiedział mi o swoich przeżyciach z przeszłego dnia, czyli strzelaniny w centrum Lubina, której był świadkiem.
Śliwkowy kolor jego pleców, które mi pokazał, siniaki, połamane żebra lepiej, niż dobry prozaik powiedziały mi, że pewnie zderzył z jakimś pociągiem. Nie… On po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiedniej porze. Umówił się z dziewczyną, a trafili na rocznicę porozumień sierpniowych i zadymę w centrum miasta. Strzelano, a jemu nie udało się uciec, bo na randkę przyjechał motocyklem WSK 175, który zaparkował nieopodal starej poczty. Próbując zabrać ten sprzęt kaskaderski został zatrzymany przez ZOMO. Po całonocnej akcji na ul. Traugutta, gdzie zderzył się z doktryną ludowej władzy, powiedział mi, że uciekając widział jak zabili kilku ludzi…
Powtórzę: gdzie wtedy był Franciszek Skibicki? Od 1977 roku należał do PZPR, a co robił 31 sierpnia 1982? Naprawiał system, przyjmował odznaczenia za budowę PRLu, a może szykował się, by w 1986 roku zostać zastępcą Naczelnika Gminy?
Dzisiaj obchodzimy rocznicę pamiętnych wydarzeń w Lubinie w 1982 roku. Czy Franciszek Skibicki wraz z Jerzym Likus uczczą minutą ciszy tragedię trzech mężczyzn zastrzelonych z kałasznikowów? A może należy polubić właściciela portalu e-chocianow.pl, który opublikuje ten tekst, w którym występują elementy chocianowskie – Zbigniew Frączkiewicz i „Milczą, a jednak wołają” z pomnika z Parku Miejskiego w Chocianowie.
Najgorzej na mój dzisiejszy zły nastrój wpłynęła jednak patriotyczna informacja opery Chocianowskiego Ośrodka Kultury. ChOK zaprasza na najtańszy przejazd do Warszawy i z powrotem. Jedyne 30zł od osoby, czyli każdy, kto chciałby zwiedzić stolicę (niekoniecznie muzeum), za 15zł dojedzie do Warszawy i za następne 15zł wróci na chocianowską prowincję. Polska walcząca, czy inne budżety, a może nawet sam Franciszek Skibicki dofinansowuje takie tanie „loty” do Warszawy? Najpierw ktoś wpadł na pomysł wyjazdu po wydarzeniach ze zniczem w ChOKu, a teraz ktoś będzie musiał dopłacać do wycieczki, jaką radny Jerzy Likus sobie zoorganizował i pojedzie w kilka osób pustym autobusem…
Lubię siebie, bo mam sobie wiele do zarzucenia. M.in. to, że nie znoszę Franciszka Skibickiego, przaśnego Peerelu i polityki historycznej, według której Polska jest wiecznie dziewica, a nadal walcząca, jak nasza młodzież wszechpolska. Ups. Wraz z operą ChOK pojadę na wycieczkę do stolicy!
Robert Harenza
Comments