Skoro sezon ogórkowy w Chocianowie trwa i trwa mać (w domyśle: do chwili ogłoszenia wyborów na burmistrza) nie będę dbał ani o oglądalność portalu, ani o to, czym od niedawna kieruje się rodzinna myśl burmistrza i Elżbiety GK Kowalczuk, tym bardziej o inne imponderabilia. Muszę więc podjąć temat trudny dla wielu, np. dla Rady Miejskiej Chocianowa (licznik milczenia liczy sekundy, godziny, dni), dla magistratu, a także dla… odchodzącej ze stanowiska dyrektorki RCK Agaty Wesołowskiej, choć – w sumie – temat jest dla mnie jak malowany, łatwy, miły i przyjemny, żeby nie powiedzieć, frywolny.
Sprawa dotyczy przedterminowych wyborów na stanowisko burmistrza Chocianowa, o których na 1000% już w tej chwili przekonani są nie tylko chocianowscy urzędnicy najniższego szczebla, ale także lwia część elektoratu Tomasza K. Odejście z pracy najbardziej zaufanej współpracowniczki burmistrza, sekretarki, a jeszcze dyrektorki dwóch instytucji Kultury tylko potwierdza moje opinie w sprawie nieuchronnych zmian.
Zresztą w magistrackich mediach ruszyła już (krypto)kampania „wybiórcza” na fotel burmistrza, to niby zrozumiałe, ale już to, że tą „kampanią wyborczą” zajmuje się sam burmistrz jest swego rodzaju aktem bezczelności, szczytem tupetu i lekceważenia mieszkańców gminy. Sami rozumiecie, że artykuł musiałem otworzyć zdjęciem kunsztownej i kosztownej ławeczki nawołującej „do zakochania się” w… Elżbiecie Kowalczuk, która troszczy się o Chocianów od kilku dekad.
Nie bez powodu w ostatnich artykułach nieśmiało sugerowałem opinii publicznej, że pojawienie się burmistrza na fociach po skandalu z jego udziałem, świadczy o tym, że Tomasz K. w zmowie i porozumieniu z ciocią, Elżbietą GK Kowalczuk zadecydowali o rozpoczęciu krypto kampanii lansującej kierowniczkę Referatu GK na stanowisko burmistrza.
Dzisiaj mówię to wprost, że Elżbieta Kowalczuk głosami gremium rodziny została wybrana na kandydatkę do nieuchronnych wyborów. Nie znaczy to, że nie widzę innych chętnych do roli burmistrza w środowisku Tomasza K., ale o tym kiedy indziej. W mniemaniu „rodzinnego sztabu wyborczego” Elżbieta GK Kowalczuk jako doświadczona urzędniczka w zastępstwie Tomasza K. zagwarantuje utrzymania gminy Chocianów w rękach rodzinnego środowiska już od dekad trzymającego władzę.
Czy takiej pani burmistrzyni chcecie? Czy takiej burmistrzyni oczekuje Chocianów? Nie mam wątpliwości, że to fatalny pomysł. Dla Tomasza K. nie ma to znaczenia, bo jeszcze jako osoba niewinna, niczym tonący brzytwy, wziął się za kampanijną akcję w sprawie wylansowania swojego następcy. Można? Moim zdaniem w jego sytuacji nawet nie ma wyjścia, a ciocia bardzo chce nareszcie wyjść z cienia, w którym przebywała za czasów Franciszka Skibickiego, Romana Kowalskiego, a teraz męża bratanicy.
Tomasz K. ma do tego prawo, jako osoba jeszcze nie skazana, a na dodatek jako burmistrz i pracodawca Elżbiety Kowalczuk „w trzech osobach” postanowił prowadzić lans krewnej żony. Jak wyżej wspomniałem, poświęciłem tej rodzinnej symbiozie ostatnie artykuły, a nie należę do ludzi marnujących czas na plotki albo pierdoły nic nie znaczące dla losów gminy Chocianów, jak choćby…
Burmistrz wyremontuje ulicę Sportową! Ups…
„Zgodnie z obietnicami – serdecznie zapraszam wszystkich (także portal FAKTY Chocianów – przypis mój), którzy chcą wybudować, przebudować, rozbudować drogi do wzięcia udziału w transparentnym przetargu”
– zachęca burmistrz Chocianowa.
Nie lubię przemówień, bo nie dość, że używa się w nich za dużo „czasów”, nieraz jednocześnie przyszłego, tego, innego, przyszłego, a do tego niezdarnie imitują „poezję”, z tą różnicą, że metaforyka w poezji ma charakter i cel estetyczny, natomiast w przemówieniach ta zmienia się sztampową retorykę polityczno-społeczną. W przemówieniach używa się słów, formuł moralnych, idei, których – bez urazy – na co dzień nie stosuje się w chocianowskim społeczeństwie nawet w ilościach śladowych. Dlaczego to mówię? Bo unikając tonu przemówienia chciałbym wyrazić kilka zastrzeżeń, co do osoby Elżbiety Kowalczuk zanim jeszcze nie jest oficjalną kandydatką w jesiennych wyborach.
Twórcy i pomysłodawcy tej koncepcji zachowania ciągłości władzy w Chocianowie przez rodzinę Kehle stawiają na jedyny atut, że Elżbieta Kowalczuk (z domu Kehle) od dwóch dekad piastuje gminne urzędnicze stanowiska, więc ludzie ją znają, ufają w jej gruntowne wykształcenie, mądrość, empatię, a przy okazji uznają ją za kobietę oddaną misji rozwoju gminy… To właśnie ta „brzytwa”, której tonący Tomasz K. w tej chwili nieładnie postanowił się chwycić.
…No właśnie! Atut w postaci niezłomnego trwania na stanowisku od dziesiątek lat jest dość poważną przeszkodą, by zagłosować na Elżbietę Kowalczuk, nie tylko dla mnie zresztą. O ile mnie pamięć nie myli, to Roman Kowalski wyrzucił Elżbietę Kowalczuk z fuchy dyrektorskiej na jakiś miesiąc, ale po wstawiennictwie Tadzia Kehle (starszego brata) Elżbieta Kowalczuk wróciła na stanowisko, czego do dzisiaj Romanowi Kowalskiemu nie potrafię wybaczyć. Na początku zaprzeszłej kadencji Tomasza K., siostra po latach odwdzięczyła się bratu Tadkowi przyjęciem do pracy w Urzędzie, w randze Naczelnika Rozwoju.
W polskim ustroju moralność i polityka dopuszcza takie anomalie. Elżbieta Kowalczuk (z domu Kehle) potrafiła wpłacać na komitet wyborczy Romana Kowalskiego, a następnie oskarżać go o to, że spowodował likwidację Zakładu Budżetowego MZGKiM, podając na fejsie przyczyny mające źródło w latach 90 tych ubiegłego wieku. Wyobraźnia pani inżynier Elżbiety Kowalczuk to rzeczywiście prawdziwy materiał na historię z krainy wiązów. Niemniej warto przyjrzeć się pracy i standardom moralnym Elżbiety GK Kowalczuk z czasów wcześniejszych, tj. pracy u Franciszka Skibickiego, burmistrza ćwierćwiecza, kiedy ta była szarą myszką wykonującą każde karkołomne polecenie Franka, to że durne, wielokrotnie pokazywały FAKTY. Kierowniczka MZGKiM zawsze traktowała go jak plebejusza, wicie rozumicie, yfyfy, który nie potrafił obyć się bez „intelektualnego” (w cudzysłowie) zaplecza urzędników typu Elżbieta Kowalczuk.
Do czasu nastania burmistrza Tomasza K. znałem Kowalczuk (z domu Kehle) jako urzędniczkę ściśle trzymającą się zasad dyscypliny finansowej, świadczyła nawet na moją korzyść korzyść i Romana Kowalskiego w sprawie wytoczonej przez Franciszka Skibickiego. Burmistrz ćwierćwiecza sprawę przegrał, a parę lat później Elżbieta Kowalczuk, niczym durny bumerang, postanowiła wrócić do sprawy i bezprawnie eksmitować mnie z mieszkania. Tym razem przegrała działając w zmowie i w porozumieniu z Tomaszem K. Chcecie więcej pikantnych szczegółów na temat dość ambiwalentnej osobowości Elżbiety Kowalczuk…?
Elżbieta Kowalczuk pewnie tego nie pamięta, ale pod koniec lat 70-tych kumplowałem się z jej braćmi, najbardziej Januszem (ojcem Katarzyny Kulczyńskiej, do wiedzy ogółu), a z Tadkiem często rozgrywaliśmy zacięte mecze w ping ponga w salce na plebanii. Na co dzień dojeżdżaliśmy do Technikum Górniczego do Lubina, nieraz odwiedzałem ich dom. Janusz chyba nawet dawał mi korepetycje z geometrii, ale wiedza o kątach, te tangensy i kotangensy nie weszły mi do głowy do dzisiaj. Wtedy 10 letnia Ela przeszkadzała nam w nauce. Obiecuję, że wątek anegdot o rodzinie poszerzę innym razem, a w tej chwili podkreślę jedynie fakt, że koligacje władzy wyglądają jakby Chocianów był monarchią rodu Kehle.
Z różnych stron patrząc, proceder może wydać się ryzykowny, ale ma pewne szanse powodzenia, biorąc pod uwagę mentalność społeczeństwa Chocianowa dość mocno sfatygowaną przez intelekt burmistrza ćwierćwiecza. W ostatnich latach Elżbieta Kowalczuk była na fali i myśli, że nadal rozdaje karty, np. kiedy na stanowisko dyrektora RCK desygnowała Julitę Sambor, szefową sprzątaczek MZGKiM.
P.S.
Na do widzenia pragnę podziękować za przekazane mi pozdrowienia od odchodzącej Agaty Wesołowskiej. Może i mam tę wadę, że wzruszam się w takich momentach, ale – między nami mówiąc – nie uważam jej za najistotniejszą w zbiorze wad, które posiadam. Dlatego tę Pink piosenkę dedykuję właśnie byłej dyrektor Regionalnego Centrum Kultury, nie wyłączając Biblioteki.
Robert Harenza
Comments